Brain V. Larson „Legion Nieśmiertelnych: Świat Buntowników” – TOM VII

 


Flota Bojowa 921 wraca na Ziemię. Ludzie nie mieli okazji jej oglądać od chwalebnego dnia Aneksji. Lecz to, co mogło być radosną okazją, aby płaszczyć się u stóp wyższych form życia, szybko przemieniło się w koszmar.

W ciągu ostatnich lat ludzkość dopuściła się wielu czynów, które wzbudziły wątpliwości u jej władców z centrum Galaktyki. Wśród ziemskich rządzących narasta panika, a Legion Varus wyrusza, aby naprawić popełnione przez nich „błędy”.

Pewne projekty należy usunąć, aby uniknąć zbrojnej interwencji Imperium. Wśród tysięcy żołnierzy maszerujących na wojnę jest jeden człowiek, który spędza sen z powiek każdemu politykowi, z jakim się zetknął.

Jeden człowiek, któremu pisane jest kroczyć własną ścieżką pomiędzy prawem galaktycznym, moralnością, a gwiazdami.


OPIS Z TYŁU OKŁADKI.

Pierwszy raz miałem okazję wysłuchać audiobooka o przygodach Jamesa McGilla (wiecie nowa praca, mniej chęci na czytanie. Miałem farta, że w Book Beat pojawiła się siódemka, więc zabrałem się do słuchania) i szczerze mówiąc byłem początkowo zaskoczony. McGill nigdy nie był przedstawiony jako osoba rozważna, czy opiekuńcza.

Jego podstawowym atrybutem oprócz niezaspokojonej chuci (o tym nieco później) było szczęście. Co zresztą każdy kto miał styczność z książkami Larsona wie. James w większości przypadków nie był karnym żołnierzem. Wpadał w kłopoty. Denerwował przełożonych. Często był z tego powodu mordowany, jednakże miał „pewne wyniki” i to one z reguły ratowały mu skórę.

W drugim tomie miał okazję wdać się w romans z niejaką Dellą, gdzie parę tomów później dowiedział się, że ma z nią dziecko. Dziewczynkę o imieniu Etta i to właśnie ją mamy okazję poznać. Cóż… To klon swoich rodziców. Taka mała zabójczyni z dziecięcą osobowością.

Oczywiście sielanka zostaje przerwana. James nie może zagrzać miejsca na Ziemi i znów rusza w kosmiczną podróż. Tym razem odwiedzi planetę nazywaną „Światem Buntowników”, gdzie nie zabraknie przemocy i intryg oraz chędożenia. Skoro o tym mowa…

To już siódma część, gdzie główny bohater stale uprawia seks z różnymi kobietami. Zazwyczaj sceny spółkowania są przedstawione jako jeden z aspektów związków między postaciami. Coraz częściej jesteśmy obserwatorami iście zwierzęcych odruchów.

Fikcyjni ludzie kierują się zwierzęcym instynktem, gdzie liczy się zaspokojenie swoich potrzeb aniżeli dbanie o zdrowe relacje między partnerem, a partnerką, ba nie ma także aspektów moralnych np. zakładania rodziny i dokładaniu starań, żeby członkowie czuli się szczęśliwi. Zamiast tego autorzy idą w jakieś paradokumentalne zdarzenia, gdzie rodzice są beznadziejni, nie potrafią wziąć się w garść i zadbać o rodzinę. Wiecie zdrady, alkohol, przemoc, dokładnie robią wszystko aby tworzyć antytezę życia w normalnym społeczeństwie.

Co to ma do McGilla? Na pewno zwracam uwagę na to, że on i jego partnerka nie są oficjalnie małżeństwem, jeśli dobrze pamiętam są nadal w konkubinacie (nie było żadnej sceny zaślubin) ba James notorycznie zdradza swoją partnerkę i nie potrafi wychować córki na normalną osobę, oddaje ją pod opiekę swojej matce.

Zachowuje się jak typowy rozpieszczony bachor, który na dyskotece uprawiał przygodny seks w kiblu i po wytrzeźwieniu został poinformowany o tym, że jest ojcem. A ponieważ główny bohater nie jest stabilny emocjonalnie, toteż nigdy nie będzie dobrym rodzicem, ba o żonie nie zamierzam wspominać.

Jakoś oboje nie rokują na normalne relacje. Larson coś nie umie budować chemii między bohaterami, ogranicza się do: morderstw i seksu oraz intryg, których powoli mam dosyć.

Na „Świecie Buntowników” James wdaje się romans z istotą nie będąca do końca człowiekiem. Na imię jej Floramel i cóż… można w sumie określić jej osobowość jako dziecko trzymane pod kopułą. Nie zna się na ludzkich emocjach. Zwykły gest trzymania się za dłonie ma dla niej charakter seksualny, rzecz jasna między nią, a Jamesem dochodzi do zbliżenia.

Oczywiście intrygi. Morderstwa i Clever jak zawsze na porządku dziennym! W sumie to nie jest cała opinia na temat „Świata Buntowników”. Mógłbym podać parę przykładów tego co mi się podobało, ale zapewne napisałbym to samo co wcześniej. Przejdźmy do podsumowania.


PODSUMOWANIE:

Książki z serii „Legion Nieśmiertelnych” należą do „mózgotrzepów”. Pozwalają podobnie jak alkohol zresetować umysł po ciężkim dniu, a lepsze są od niego, tylko dlatego, że po przeczytaniu możesz za jakiś czas do nich wrócić.

Jeśli wciąż czytacie prozę Larsona, na pewno nie będziecie zaskoczeni zawartością. A ci co chcą zacząć z nim przygodę, odsyłam do „Świata Stali”. Osobiście pan Roch Siemianowski w audiobookach nadaje swym głosem pewien klimat, stąd ocena o oczko wyższa.

Mogę też zaryzykować, iż w przeciągu pięciu, no góra sześciu lat napisałbym książkę, która sprawiłaby, że „Legion Nieśmiertelnych” mógłby czyścić jej buty.


OCENA: 7/10


KSIĄŻKĘ KUPISZ NA PRZYKŁAD TUTAJ:

https://www.swiatksiazki.pl/swiat-buntownikow-seria-legion-niesmiertelnych-tom-7-6848657-ksiazka.html


Książkę przeczytał i coś tam o niej napisał…

Karol Król


Komentarze

Popularne posty