Luiza Dobrzyńska „Pol Trek: Na dobre i jeszcze gorsze”

 

Wiek XXIII naszej ery. Cała Ziemia jest zjednoczona i żyje według praw Unii Planet, grupującej społeczeństwa najróżniejszych ras.

Cała? Niekoniecznie.

Jedno małe państwo wciąż opiera się dyktatowi powszechnej szczęśliwości i manifestuje to, budując własnym kosztem statek gwiezdny HERMASZ, obsadzony wziętą z łapanki załogą, śmiało zmierzający tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden Polak.

Gdy dowództwo Gwiazdowej Armady napotyka poważne problemy, mówi o tym kapitan polskiego statku, dodając uczciwie, że zadanie jest śmiertelnie niebezpieczne lub zgoła niewykonalne.

W odpowiedzi słyszy: „Tak? To potrzymajcie mi piwo”.

Bohaterowie… Czyż trzeba ich przedstawiać?

To ja. Ty. Każdy z nas.


Pobiliśmy się z Patrickiem, który z nas jako pierwszy będzie czytał tę książkę”.

William S.


Jak ja nienawidzę tych Polaków!”

Gargamel (podobno)”

OPIS Z TYŁU KSIĄŻKI.

Uwielbiam moment w którym dowiaduje się, że dobrze napisane książki otrzymują kontynuację, która przynajmniej utrzymuje poziom swojej poprzedniczki lub stawia poprzeczkę jeszcze wyżej. Jednym z takich dzieł był „Pol Trek: W imieniu Rzeczypospolitej”, który wywarł na mnie pozytywne wrażenie, a od edycji „Targów Fantastyki” w Gdańsku mogłem cieszyć się „Pol Trekiem: Na dobre i jeszcze gorsze”.

Jak słusznie się domyślacie, jestem zadowolony z otrzymanego egzemplarza książki od Marcina Halskiego, nie mniej nawet gdybym go nie dostał i tak zakupiłbym książkę Luizy Dobrzyńskiej (zresztą kupiłem jeszcze ze dwa egzemplarze dla znajomych!), bo autorka w swoich dziełach oprócz ciekawej fabuły, czy końskiej dawki humoru, potrafi przemycać także interesujące spostrzeżenia na temat otaczającego nas świata.

Co dla mnie jest bardzo ważne, wtedy wracam wielokrotnie do danej historii i wyłapuje jeszcze więcej ciekawostek niż za pierwszym razem.

Od razu chce ostrzec czytających tę opinię: jeżeli nie macie poczucia humoru, lub dystansu do siebie bądź nie potraficie wyłapywać aluzji lub zaliczasz się do tak zwanych płatków śniegu, wówczas możesz odpuścić sobie „Pol Treka”, bo nie jest on dla Ciebie.

Wykonując prostą antytezę wiesz mniej więcej, czego spodziewać się można w trakcie lektury. Również w tym miejscu chciałbym Cię poinformować, że nie masz do czynienia z science-fiction rozumianym w stereotypowy sposób. Owszem, są tu kosmici, jest kosmiczna podróż i bitwy w kosmosie, nie mniej jest to tylko tło dla opowieści.

Podobny zabieg stosują takie pisarki jak Nora Roberts czy Danielle Steel, które potrafią umieścić swoje romanse w podobnym tonie (zerknijcie na moją opinię na temat „Spirali Czasu” Nory Roberts!).

Tak więc nie uświadczycie rozważań na temat otaczającego nas świata, spekulacji na temat rozwoju nauki czy społeczeństwa, które zostają urozmaicone wyobraźnią autora, zamiast tego będziecie się mogli bawić jakbyście czytali inteligentniejszego Wędrowycza. ;)

Nie jest to rozpaczliwy chwyt marketingowy jaki stosowany jest przez innych autorów, po prostu kiedyś napisałem tekst analizujący podobieństwa pomiędzy serią o Jakubie Wędrowyczu, a Pol Trekiem, więc może jeszcze w tym roku puszczę go na bloga, tylko odpowiednio go skoryguje i może poszerzę o nowe spostrzeżenia.

Nie mniej bliska klimatem omawianej książki może być komedia Kosmiczne Jaja w reżyserii Mela Brooksa, choć zapewne fani serialu Star Trek znajdą jeszcze więcej smaczków w trakcie lektury, w każdym razie nie trzeba nic wiedzieć na temat kosmosu ani znać wymienionych przeze mnie produkcji, żeby czerpać frajdę z lektury!

Skoro wstęp mam za sobą, czas trochę opowiedzieć historii i wysnuć pewną teorię. W prologu pokrótce otrzymujemy relacje z tego, co działo się „W imieniu Rzeczypospolitej” (nie musicie znać poprzedniego tomu, aczkolwiek moim zdaniem warto sięgnąć, choćby dla fabuły).

Autorka zadbała żeby pokrótce wyjaśnić czytelnikowi wszystko, co powinien wiedzieć po czym wraz z kapitan Lilianą Zakrzewską i jej dzielną załogą wyruszamy w kolejną, szaloną misję.

Byłbym świnią gdybym wam zdradził całą opowieść, wobec czego skupię się na innych kwestiach.

Tym za co cenię „Pol Treki” Luizy Dobrzyńskiej jest na pewno inteligenty humor oraz odpowiednie wkomponowanie piosenek bądź tekstów z kabaretów o których większość z czytających mogło nawet nie słyszeć (ciocia Luiza bawi i uczy!) sprawia, że czytając „Na dobre i jeszcze gorsze”, czułem się jakbym oglądał wystąpienia Bohdana Smolenia, Zenona Laskowika i innych świetnych kabareciarzy. Inną zaletą Pol Treka są postacie.

Owszem, załoga Hermasza nieco się powiększyła, nie mniej tutaj także autorka zastosowała swój sprawdzony sposób.

Mamy tutaj dość sporą pulę bohaterów, którzy mają swoje umiejętności, charaktery oraz pewne zalety oraz wady. Nie mniej każda z postaci ma na pewno jedną cechę szczególnie podkreśloną np. ksiądz Tadeusz Muchomorek jest fanatycznie pobożnym kapłanem, nie mniej nie grzeszy przy tym rozumem. Kapitan Zakrzewska może nie potrafi zapanować nad swoją załogą, ale w wielu przypadkach słuchają się jak własnej matki.

Zwróćcie uwagę na fakt jak postacie w trakcie książki się zachowują, ba gdy dojdzie do załogi pewien Wojtek oraz Michał, którzy z wojskiem mają tyle wspólnego, co ja sam, wówczas zrozumiecie moją miłość do „Pol Treka”, bo z tą załogą nie w sposób się nudzić!

Skoro wspomniałem postać Tadeusza Muchomorka, to chciałbym tutaj wyjątkowo ostrzec przed tym, co będę pisał. Spróbuje unikać zdradzenia fabuły, nie mniej korci mnie, aby usłyszeć oficjalne stanowisko od autorki!

Ojciec Muchomorek ma siostrę Ofelię (ona jest w zakonie) i jak zapewne się domyślacie rodzeństwo jest całkowitym swoim przeciwieństwem. Ofelia to taka siostra zakonna, którą niejeden człowiek chciałby mieć jako przyjaciółkę. Jest skromna, nikogo nie próbuje nawracać na siłę, ba gdyby mogła to sama zajęłaby stołek brata i kto wie, może zrewolucjonizowałaby kościół.

W każdym razie śledząc relację duchownego rodzeństwa odnoszę wrażenie, że Luiza Dobrzyńska krytykuje w ten sposób księży, którzy w większości przypadków zamiast skupić się na pomaganiu bliźnim, godnym reprezentowaniu kościoła, (itd.) wolą siłą nawracać, narzucać swoją wolę, niekiedy dbać o swój interes.

Co ciekawe, Luiza jest osobą wierzącą (jeśli kogoś to obchodzi, ma także konserwatywne poglądy), więc skrajni dewoci nie zbierajcie chrustu na stos, to tylko moje, opiniotwórcze spostrzeżenie. Może Wy odbierzecie to inaczej niż ja. Kto wie, może doczekam się dyskusji na blogu lub Facebookowym profilu „Dziennika Karola Króla”.

W każdym razie „Na dobre i na jeszcze gorsze” uważam za dobry kawał rozrywki. Idealne żeby odpocząć po ciężkim dniu. Jeżeli nie boisz się śmiać ze swoich jak i narodowych wad, to ta książka jest dla Ciebie!


PODSUMOWANIE:

Wiem, że tym razem nie napisałem zbyt wielu konkretów. Wybaczcie mi, ale nie chciałem psuć wam radości z lektury. W końcu to dobra literacka komedia na miarę filmowej „Seksmisji” w reżyserii Juliusza Machulskiego, choć jak wspominałem bliżej temu do „Kosmicznych jaj”.

Miło spędziłem czas w trakcie czytania lektury i gwarantuje wam, że nie będziecie zawiedzeni. Po cichu liczę, że książka doczeka się audiobooka, gdzie producenci mogliby wybrać Grzegorza Pawlaka lub Janusza Zadurę (ale to byłby majstersztyk!).

Humor stoi na naprawdę przyzwoitym humorze i nie jest on na poziomie żartów przysłowiowego pijanego wujka z wesela, czy większości współczesnych „stand-upów” czy kabaretów (a trochę tę branże obserwuje, więc wyrobiłem sobie taką, a nie inną opinię).

Polecam również czytać przypisy i znaleźć w Internecie kilka piosenek czy kabaretów, których teksty autorka wykorzystuje na kartach powieści. Większość z nich na bank możecie nie kojarzyć, nie mniej są piękne i na pewno w moim przypadku zagoszczą na liście utworów do słuchania.


Poniżej dwa cytaty, które zostały umieszczone na skrzydełkach książki, więc mam nadzieje, że wydawca (autorka mnie lubi i wybaczy) nie powiesi mnie za nogi.


„– Mężczyzna w sukience?! Toż to czysta obraza boska!

– I kto to mówi? – odpalił Wróbel z przebłyskiem mimowolnego humoru, obrzucając ironicznym spojrzeniem korpulentną postać w koloratce i tradycyjnej sutannie.”


„– Mówiąc prościej, opozycja to jedna partia lub kilka partii, przy czym każda z nich chce wymienić aktualnie rządzących złodziei na własnych złodziei.

– A jeśli ci, co rządzą, to nie są złodzieje? – spytała T’enga, wywołując prawdziwy wybuch śmiechu u rozmówców. Śmiał się nawet ojciec Muchomorek.

– Jak nie są? – odpowiedział z politowaniem Arek. – Zawsze są. W tym właśnie sęk.

– Ale… skoro jest tak, jak pan mówi, to jakie to ma znaczenie dla owych wyborów? – Dalej nie pojmowała młoda Pandorianka.

– Jak to jakie? Fundamentalne! – oburzył się Muchomorek.”


PS: Z obowiązku opiniotwórcy pragnę zauważyć pewne podobieństwo pomiędzy okładką „Pol Treka: Na dobre i jeszcze gorsze”, a okładką „Zielonego Marsa” Kima Stanleya Robinsona wydanego przez wydawnictwo Vesper. Aczkolwiek obie okładki są ładne, to jednak Zakrzewska (bo to najprawdopodobniej ona jest na okładce) bardziej mi się podoba niż druga panna. ;)

Być może podobieństwo jest hołdem w stronę klasyki z której wielu dobrych autorów SF współcześnie nam żyjących korzysta i dobrze, jak czerpać to od najlepszych!


OCENA: 8/10


KSIĄŻKĘ KUPICIE TUTAJ:

https://wydawnictwohm.pl/produkt/pol-trek-na-dobre-i-na-jeszcze-gorsze-luiza-dobrzynska/


Polecam i życzę miłej lektury!

Karol Król

Dziękuje Luizie Dobrzyńskiej za napisanie świetnej książki, do której nie raz będę wracać, a także dziękuje Marcinowi Halskiemu z „Wydawnictwa HM” za wręczenie egzemplarza do napisania opinii!

Komentarze

Popularne posty