HENRYK TUR „SKALD”

 

Jestem Torkel Leifson, najlepszy bard plemienia Skagge – wypiął dumnie pierś.

A mają innych prócz ciebie? – ironicznie uśmiechnął się dowódca.

No… nie – odparł speszony Torkel.


I powiedzmy sobie, Torkel coraz lepiej rozumiał, że tylko brak konkurencji dawał mu uprzywilejowaną pozycję. Granica pomiędzy składaniem szlachetnych rymów i kleceniem sprośnych wierszyków zaczęła się niebezpiecznie zacierać. Kto wie, jak potoczyłyby się dalej losy naszego skalda, gdyby tamtego dnia nie spotkał szlachetnej Sigrid…


Oto Midgard, w którym Wikingowie po inwazji krakenów i jormungardzkich pomiotów porzucili żeglugę. Pogrążony w chaosie. Rasy zamieszkujące światy wód, powierzchni, podziemia i powietrza oddaliły się od siebie. Są już tylko bohaterami wieczornych bajań. I tylko gobliny nie pozwalają o sobie zapomnieć. Tajemnicze i przebiegłe stworzenia, knujące w głębinach ziemi. W miastach, których nazwy pochodzą od rozpaczliwego krzyku zabijanych jeńców.


Być może z tej wojny zrodzi się nowy porządek. Być może to już kres dziejów ludzkości i nikt już nie dołączy do ucztujących w Valhalli. Może Midgard ma już nowych władców? Zanim dopełni się historia świata, Torkel wpadnie w wir zdarzeń, których nie pomieści żaden poemat.


Widział burzę zmierzwionych, czarnych włosów i dziwaczny przedmiot, na którym siedziała podczas lotu.

– Wiedźma… – wyszeptał Torkel głucho i poczuł, jak lodowaty dreszcz strachu przepływa wzdłuż jego kręgosłupa.

OPIS OD WYDAWCY

Jest mi niezmiernie miło, że…

… wydawnictwo „Drageus Publishing House” rozwija intensywnie linię „Dragues Fantasy” po wypuszczeniu wznowień genialnych książek Rafała Dębskiego oraz Dariusza Domagalskiego, pojawił się Henryk Tur z intrygującą „Drogą Honoru”, która wywarła na mnie piorunujące wrażenie (link do opinii na samym dole!). Stosunkowo niedawno ukazała się kolejna książka zacnego Tura zatytułowana „Skald” o której mam mieszane uczucia…


Okładka przyciąga oko, oj przyciąga

Jeżeli Pan Tomasz Morański nie używa sztucznej inteligencji przy projektowaniu okładek, wówczas ma mój szacunek na wieki, bo naprawdę można zawiesić na niej wzrok. Może nie jestem koneserem sztuki, ale z sam obrazek rozbudza wyobraźnie. Otóż widzimy na środku tajemniczego, zakapturzonego mężczyznę z zarysowanym zarostem. Nie jesteśmy w stanie określić tego, czy jest wysoki i dobrze zbudowany, czy jednak wychudzony, nie mniej można zgadywać, że to główny bohater.

W okolicach pasa (a może i ciut niżej…) mamy tytuł zapisany elegancką czcionką wokół której opleciony jest… sznur? Wąż? Nie mam pojęcia, lecz dodatkowa dekoracja nie zaszkodzi, tylko nie mam zdania odnośnie tego, czy pasuje, czy też nie.

Wokół postaci są bardziej w tle ukazani inni ludzie oraz fantastyczne istoty. Po przeczytaniu lektury mam praktycznie stuprocentową pewność kim oni w większości przypadków są, pozostaje mi tylko do rozpoznania mężczyzna stojący pod pająkiem. Są też gobliny oraz pewne humanoidalne istoty dość istotne dla książki, więc o nich nic wam nie powiem, a przynajmniej nie tutaj.

Dominujące kolory to błękit (artysta określiłby zapewne mianem „chłodnego błękitu”), biel, czerń oraz szarość, co w połączeniu przywodzi wręcz mroźny, surowy klimat lodowych pustkowi, ba można pofantazjować, iż mamy do czynienia z mroczną, ponurą fantastyką, choć po lekturze może będziecie mieć inny odbiór, nie mniej ilustrator ma u mnie piwo.


Nim o wrażeniach swych opowiem, rozwieje pewne wyobrażenia…

… nie sugerujcie się okładką. To nie jest opowieść o skrytobójcy, który działa pod postacią pieśniarza. Nordycki odpowiednik barda preferuje otwartą walkę, choć rzecz jasna jeden etap wymagający umiejętności skradania. Poza tym każda zdolność bohatera zostaje odpowiednio zaznaczona, więc czytając uważnie dostrzeżecie informacje zarówno o nauce jak również przybliżony czas szkolenia. Także to opowieść o wojowniku aniżeli mordercy!


O fabule, o mieszanych odczuciach względem całości…

Bohaterem opowieści jest Torkel Leifson. Należy do południowego plemienia jeźdźców, lecz zamiast kontynuować rodzinne tradycje, pragnie zostać słynnym skaldem oraz zamierza zdobyć rękę księżniczki. Cóż. Typowe marzenie każdego bujającego w obłokach młodzieńca, zostaje trochę brutalnie ściągnięty na ziemię przez męską część rodziny, aczkolwiek dziadek słynny zabijaka uważa, że będzie dumny jeśli chłopak zostanie skaldem, wtedy spełni on jego marzenie z młodości.

W zasadzie mogę na tym poprzestać, gdyż mógłbym przez was zostać oskarżony o streszczanie historii, więc powiem jeszcze tylko tyle, że na bank tę swoją wymarzoną księżniczkę spotka. Ba, nawet ochroni, a reszty się domyślicie, o ile czytacie książki.

I właśnie teraz przejdę do wyjaśnienia, skąd te mieszane odczucia. Żeby nie było, książka jest dobrze napisana, nie mam nic do zarzucenia braku logiki, czy głupot fabularnych. Po przeczytaniu wielu książek o podobnej tematyce, wiem, że ta spod pióra Tura zalicza się do „tych lepszych”, tylko w gruncie rzeczy ciśnie się na usta: „gdzieś już to widziałem”.

Bo widzicie szablon „od zera do bohatera”, czy akurat fakt, że księżniczka zakochuje się w Torkelu, czy fakt, że młokosa szkoli doświadczony jegomość, który żyje na odosobnieniu z jakiegoś powodu, czy wydarzenie, że heros odkrywa jakąś cywilizację o której nie miał pojęcia, gdyż sądził, że to tylko legenda.

Mówiąc wprost mamy znane motywy, zachowania, czy wydarzenia, jakie możemy odhaczyć w wielu innych książkach, co nie zmienia faktu, że osoba, która nigdy nie czytała fantasy będzie się bawiła gorzej ode mnie, nie po prostu za dużo książek przeczytałem, stąd wiem jakiego rodzaju chwyty autorzy stosują.

Podkreślam po raz kolejny: Henryk Tur robi to o wiele lepiej niż większość wojowników pióra, którzy wypluwają generyczne wiedźminopodobne cośki, a jak chcecie jakiś przykład takiej wtórności w dość miernym wykonaniu to jest nim „Czas Wielkiej Wody” Michała Janowskiego, tu musiałbym kiedyś dopisać jedną książkę o której wstyd mi mówić, bo mówiłem o niej w superlatywach, lecz prawdę zna może 2-5 ludzi i być może kiedyś o niej szerzej wspomnę…

Tylko z drugiej strony czy jest sens robić po latach zamieszanie?


Komu polecam?

Zazwyczaj unikam tego typu oddzielnych rubryk, ale nie wiem jak u was z czytaniem cudzych opinii, więc powiem tak…

„Skald” przypadnie na pewno do gustu fanom fantastyki, którzy chcą się dobrze bawić, czy wręcz zrelaksować się po ciężkim dniu pracy albo po prostu poczytać coś na odprężenie w jesienny lub niemalże „zaraz” zimowy wieczór.

Jeżeli szukacie poważniejszego fantasy, sięgnijcie po „Drogę Honoru”, która dla mnie jest powiewem świeżości ze względu na konstrukcje świata, wydarzeń czy narracji, a o bohaterach nie wspominając.

A jeżeli chcielibyście zachęcić przyjaciela/członka rodziny/znajomego/małżonka/ (niepotrzebne skreślić i dopisać w pamięci odpowiednie określenie) do sięgnięcia po fantastykę, żeby móc mieć partnera do dyskusji/wyjazdów na konwenty to ta książka może śmiało robić za wprowadzenie, bo oddaje ducha tego, czym fantasy kształtowało umysły fanów na przestrzeni lat. :)

Tak. W moim odczuciu nawet czternastolatek może tę książkę przeczytać. Poza scenami walkami, raczej innych rażących hue hue umysły młodych scen nie ma, tj. wulgaryzmów raczej nie ma, a scen seksu takoż nie ma. Zresztą umówmy się, w dobie opanowania młodzieżówek przez pornole, to ta książka jest jak „Władca Pierścieni” Tolkiena. ;)

Taa, fanki tego nowego gatunku „romanstasy” mogą też śmiało kupić. Jest w końcu wątek romansu między bohaterem (przystojnym!), a księżniczką, więc panie mogą również wyjść z zakupu zadowolone!


PODSUMOWANIE:

Jak już wspominałem „Skald” Henryka Tura nie jest złą książką. Język poprawny, brak dziur fabularnych czy logicznych, więc na pewno nie będziecie uderzać się po głowie okładką czytając z powodu debilizmu postaci. Czy oczekiwałem efektu „wow”?

Trochę. Przede wszystkim liczyłem na poziom „Drogi Honoru”, lecz z drugiej strony nie miałem w trakcie lektury ochoty, żeby odłożyć „Skalda” na bok i czytać coś innego, ba nawet nie odczuwałem litości dla autora aby wystawić pozytywną ocenę. Bo w końcu używał znanych motywów, które dla tej opowieści zagrały dobrze, nawet nie wyczuwałem zrzynek z gier, czy filmów, pojawiających się nagminnie w publikowanych książkach.

Ale może właśnie te znane motywy i kulinarne myślenie „jadłem to samo mięso w innych sosach” sprawiło, iż mimo wszystko jestem zadowolony z tego „posiłku”, choć wiadomo już pomału się przejada. :P

Także jeszcze raz… Książka jest dobra. Brak dziur fabularnych. Wszystko jest jasno i precyzyjnie wyłuskane. Świat ciekawie skonstruowany. Autor wykorzystał również panteon nordyckich bogów i wszystko to ze sobą gryzie.

Interesujące byłoby także zobaczyć perspektywę Lokiego, Odyna i tych innych jak rozgrywają ludzkie życia i może nawet dowcipnie komentują ich poczynania, ewen… nie, nie, może lepiej nie, inaczej pewnie by coś wyszło jak w Marvelowskim „Thorze” czy po prostu zepsułoby to esencje historii. Tak jak autor to napisał, tak jest dobrze, choć może ja bym to pewnie swoimi pomysłami tylko zepsuł…


Dziękuje wydawnictwu Drageus Publishing House za otrzymanie „Skalda” do zaopiniowania. Mam nadzieje, że więcej Polskich autorów pojawi się pod waszym sztandarem, kto wie, może w 2025 ktoś jeszcze dojdzie! :)


OCENA: 7/10


LINKI DO ZAKUPU KSIĄŻKI:

Tania Książka: https://www.taniaksiazka.pl/skald-henryk-tur-p-2044888.html

Świat Książki: https://www.swiatksiazki.pl/skald-7351608-ksiazka.html


Mimo wszystko polecam!


Popularne posty