Karol Król „Zbiór wierszy własnych”

 

Witajcie!


Dzisiaj postanowiłem po paru latach opublikować wszystkie swoje utwory liryczne jakie udało mi się zgromadzić przez te kilka lat, kiedy będąc pod wpływem książek Andrzeja Sapkowskiego „Ostatnie Życzenie” oraz „Miecz Przeznaczenia” oraz gier CD-Projekt Red z serii „Wiedźmin” chciałem sprawdzić swoje siły w liryce.

Utwory powstawały w różnych latach, ale najwięcej pamiętam, że napisałem między 2016, a 2019 rokiem. Znajdziecie różne, różniaste wiersze, takie krótkie jak i dłuższe, wiecie od A do N! ;)

W każdym razie poeta podsumowałby ten zbiorek następująco „Ten zbiór wierszy jest jak pudełko nowych czekoladek, nigdy nie wiesz jaka rozkosz za moment Cię czeka!”.

Od siebie jeszcze dodam, że w miarę możliwości będę podawać krótkie komentarze na temat ich pochodzenia. Nie pozostaje mi nic innego niż życzyć wam miłej lektury!


Drodzy Nauczyciele


Drodzy nauczyciele,

chociaż w szkole jest nas bardzo wielu,

nie zapominamy o Was przyjaciele,

niechaj każdy z nas pomyśli o swoim nauczycielu.

Chociaż na co dzień rozrabiamy,

to Was bardzo mocno kochamy,

na lekcjach może mówimy niewiele,

ale tak jak każdy poeta w swoim dziele,

chcielibyśmy złożyć Wam życzenia,

niech Wasze serca radością się wypełniają,

tak jak wszyscy uczniowie pięknie się kłaniają,

na Twoich ustach gościu uśmiech szczery,

tak jak poeta pisze utwory do ostatniej litery,

niech wam zawsze zdrowie sprzyja,

i od sprawdzania sprawdzianów nie boli szyja,

życzymy wam również dużo cierpliwości,

abyście zawsze przebaczali nasze złości.

Na koniec chciałbym życzyć wam spełnienia marzeń,

abyście codziennie dostarczali nam wiele miłych wrażeń.


Notatka od autora:

Ten utwór powstał w liceum na apel z okazji „Dnia Nauczyciela”. Dostałem brawa, ale, czy dlatego, że skończyłem, czy dlatego, że był ładny?


Ksiądz


W pewnym kościele,

ksiądz co niedziele.,

głosił kazania,

według swego uznania,

wyszedł z kościoła,

i dostał wielkiego fioła,

dostrzegł w oddali kobietę piękną jak złoto,

chciał podejść do niej mimochodem,

jednak podjechał do niej samochodem.

Wysiadł, zrobił krok do przodu i wszedł w błoto.

To nie dla mnie, nie ma pory,

na słodkie, miłosne amory,

pomyślał.

Wytarł buty o trawę,

i zadzwonił po strawę,

wrócił do domu i wypił puchar wina,

od razu poweselała mu mina,

idąc do łóżka,

potrącił kota Mrużka,

przewrócił krzesło,

a na niebie słońce wzeszło,

upadł na łóżko i potłukł lampę,

szkło z lampy się rozsypało,

urządzenie zbudowane ze śmietnika,

szybko je posprzątało,

ksiądz zasnął snem sprawiedliwego,

życzę wam wszystkiego dobrego.


Notatka od autora:

Nie, nie atakuje kościoła, ani duchownych. W tym wypadku usiłowałem naśladować Artura Andrusa, pan naprawdę potrafił układać ciekawe rymowanki z przypadkowych słów, także chyba się udało coś ciekawego ułożyć, a jakie to słowa były to już nie pamiętam.


Morze


Kiedy ranne wstają zorze,

chłop na polu już od rana orze,

a ja jadę nad błękitne morze,

będę pływał w morzu,

albo jeździł na węgorzu,

chętnie zjem pyszne lody,

dla mojej cudownej ochłody,

potańcuje na gorącym piasku,

oby nie skończyło się na fiasku,

pozbieram sobie różne muszelki,

które nie po służą do fuszerki,

nic nie mówiąc nikomu,

pora iść do domu.



Notka od autora:

Zauważyliście, że wiersz „Morze” przypomina układem wersów wazon?


O Bogu


Panie Boże, który jesteś w niebie,

ja bardzo, bardzo wierzę w Ciebie,

chroń mnie od piętna grzechu,

schowaj mnie do skorupki po orzechu,

ześlij na mnie swoje łaski,

tak jak na ród Saski,

Panie Boże dziękuje Ci za moje zdrowie,

o którym nikt się nie dowie.



Matematiko


Kiedy ranne wstają zorze chłop na dworze już orze,

a ja bym sobie z radością pojechał nad piękne morze,

ale muszę siedzieć w szkole i uczyć się tej królowej nauki,

nie chce mi się nic liczyć ani analizować, a w głowie mam same puste luki,

wtedy gdy porażka do mnie się zbliża już chce tylko śpiewać.....


Ma-te-ma-tiko,

uderz mnie w poliko,

już nic nie oblicze,

na jedynkę piękną licze...


Ma-te-ma-tiko,

uderz mnie w poliko,

żadnego zadania nie odrobię,

już wolę spocząć w grobie....


Kolejne zadanie cudem rozwiązane już mi się nic nie chce liczyć,

jedyne co chce zrobić to datę swojego zgonu obliczyć,

jednak muszę pole trójkąta równobocznego znowu wyliczyć.

W całej klasie słyszę liczne rozmowy,

przyprawiają mnie o ból głowy,

mam ochotę uciec z tej sali,

bo dzień mi się wali...


Ma-te-ma-tiko,

uderz mnie w poliko,

już nic nie oblicze,

na jedynkę piękną licze...


Ma-te-ma-tiko,

uderz mnie w poliko,

żadnego zadania nie odrobię,

już wolę spocząć w grobie....


Nauczyciel opuścił salę lekcyjną jest jakaś dla mnie nadzieja,

pakuje szybko swoje rzeczy i szybko uciekam mijając Macieja,

kolega dobry chodź głupi jak stare buty,

pewnie na mnie dupek doniesie,

odetnę wtedy jego łeb zakuty,

i zakopie gnoja w lesie...


Ma-te-ma-tiko,

uderz mnie w poliko,

już nic nie oblicze,

na jedynkę piękną licze...


Ma-te-ma-tiko,

uderz mnie w poliko,

żadnego zadania nie odrobię,

już wolę spocząć w grobie....


Maciej się wygadał, ale już leży głęboko w ziemi,

jednak jego krew na grobie złotem i czerwienią się mieni,

uciekam szybko przed policjantami nie chce siedzieć za kratkami,

wolałbym siedzieć nad tymi straszliwymi dziesiętnymi ułamkami.


Oj miła ma-te-ma-tiko przepraszam mocno ciebie,

nie chce gnić dożywotnie w kiciu ja chce być w niebie,

będę się uczył wszystkiego o tobie i nie skończę w grobie,

będę liczył wszystkie równania bez żadnego wspomagania.

Przysięgam liczyć wszystkie równania według twego uznania.


Notatka od autora:

Trochę depresyjna parodia popularnej piosenki „Despacito” z 2017 roku. Wtedy niezbyt matematyka wchodziła mi do głowy, ale dzięki ciężkiej pracy skończyłem liceum, a tekst zostawiłem sobie w odmętach dysku.




Monolog Miłosny


Stoję sobie na balkonie,

a moje serce bardzo płonie,

pięknem i uczuciem błogości,

jestem pełen słodkiej miłości,

czekam na moją piękną panią.

O idzie! Ona wraz z brązową łanią.

Moja królewna ma czarne włosy,

a w mym sercu śmieją się głosy,

jej intensywnie niebieskie oczy,

mówią one:,,Kochanie nic mnie nie zaskoczy''.

Cmoknąłem ją w jej piękny nos,

prosty i śliczny niczym zboża kłos,

spojrzałem na jej słodkie czerwone usta,

pomyślałem ,,Cóż to za słodka rozpusta''

i pocałowałem ją w usta.

Zerknąłem na jej bladą twarz,

na jej policzkach goszczą miłosne rumieńce,

a na szyi ma różane, pachnące wieńce,

złapałem delikatnie jej dłonie,

czułem, że i ona słodką miłością płonie.

Przytuliłem ją do serca,

a potem pójdziemy do ślubnego kobierca,

byłbym zapomniał wspomnieć o jej,

czarnym eleganckim stroju,

ale nie chce psuć miłosnego nastroju,

poszliśmy do lasu,

do naszego pięknego szałasu.

W szałasie jedliśmy słodkie malinki,

chichocząc jak małe dziewczynki,

potem przytuliliśmy się do siebie,

i czuliśmy się jak w niebie,

wyszliśmy z szałasu,

a potem z lasu.

Czując większy przypływ miłości,

moje serce pełne jest czułości,

uklęknąłem na jedno kolano,

czułem jakby mnie odwagą polano.

Wyznaliśmy sobie miłość,

a odtąd między nami była życzliwość,

mnóstwo radości oraz najpiękniejszej pary,

czyli miłości i czułości.


Notatka od autora:

Ten wiersz to praca domowa z języka polskiego, napisany został w gimnazjum. Jako jedyny facet w klasie otrzymałem celującą ocenę… cóż.. duma pozostała… Jedno z nielicznych pozytywnych wspomnień z tamtego okresu.


O Zajączku


Skacze sobie zajączek,

mały szary zajączek,

skoczył on na stoliczek,

entliczek, pentliczek, czerwony policzek,

na stoliczku leży bułka,

a nad nią krąży mała jaskółka,

zajączek złapał w rączki bułeczkę,

począł kusić nią jaskółeczkę,

ptak wylądował na stoliczku,

i poklepał zajączka skrzydłem po policzku,

już mieli jeść bułeczkę,

kiedy wbiegł kot i porwał jaskółeczkę,

a zajączek uciekał jak szalony,

jednak szybo został postrzelony,

przez starego leśniczego,

ten wierszyk jest do niczego.



O Jaskółce


Jedna jaskółka wiosny nie czyni”,

mówi stare przysłowie.

Zdarzyło się przed paroma laty,

kiedy nie było mamy ani taty,

w pewnym gnieździe, pewna jaskółka,

zapaliła sobie polne ziółka,

następnie robiła na niebie kółka,

a potem krzyczała: – Jestem jedna, czas na wiosnę!

Ale nagle zaczęła spadać,

moc ziółek skończyła nią władać,

wpadła do dębowej kłody,

a potem do wody,

której się opiła,

i się utopiła.



Stolik”


W moim pokoju stoi stolik,

a na nim stoi szklany słoik,

w środku pływa budyń z pomarańczy,

a obok stolika baran dziko tańczy,

natrętny człowiek zbiera innym,

sen z powiek,

na dworze o późnej porze,

ktoś krzyknął: „O Boże!”,

bo w nocy pewien wariat,

odwiedził antykwariat,

kupił sobie stary fotel,

i otworzył na nim motel.



Jestem poetą i pisarzem

Ach jak słodko być poetą i pisarzem,

niż być groźnym marynarzem,

mogę pisać rymowanki i opowiadania,

według własnego uznania,

mogę je deklamować swoim wielbicielom,

tak jak i innym marzycielom,

mogę opisywać wspaniałe dzieje,

oraz o tym jak obywateli okradali złodzieje,

piszę sobie romantyczne wiersze,

chwytam szybko jabłko pierwsze,

piszę piękne rymowanki,

oraz trudne zgadywanki.



O owcy

Biegnie owca biegnie owca,

a za nią napalony łowca,

oj owieczko jesteś zgubiona,

będzie Ciebie on ciągnął za wymiona,

oj bardzo Ci biedaczko współczuje,

on bardzo długo z Tobą po spółkuje,

potem Ciebie szybko oskóruje,

później mięso twoje poćwiartuje,

i dużo gulaszu z Ciebie ugotuje,

oj współczuje Ci owieczko.



Wilcy

Wilcy sobie hasały po lesie,

nagle do nich baran przylezie,

we dwóch skoczyli i go udusili,

potem nim się pożywili,

później się o coś pokłócili,

we dwóch się pogryźli,

a myśliwy przypadkowy ich dobił,

i mało się przy tym narobił.


Wierszyk Miłosny!


Chciałbym całować Twoje dłonie,

i czuć jak twoje serce płonie,

chciałbym całować twoje usta,

niech kwitnie słodka rozpusta,

chciałbym Cię przytulić do serca,

i zabrać Cię do ślubnego kobierca,

chciałbym się przytulić do Ciebie,

i od tej pory będziemy żyć w niebie,

chciałbym bym Ci dać kwiat róży,

niech nam słodką miłość wywróży,

dziś mamy dzień pełen miłości,

żyjmy więc w słodkiej namiętności,

nie róbmy sobie żadnej podłej przykrości.



Wojsławice


W Wojsławicach,

przy Wojsławce,

siedzi Jakub już na ławce,

pije czwartą śliwowice,

a po niebie latają czarownice,

nagle wpada Birski wkurzony,

wcześniej Jakub pozbawił go żony,

nie kryjąc swojej złości,

wrzasnął: „Porachuje Ci kości”,

Jakub zaś sięgnął po butelkę wina,

aby walnąć sobie klina,

opróżnił je do sucha,

i rechocząc jak ropucha,

przerobił butelkę na tulipana,

i nucąc pod nosem „Oj dana oj dana”

zaatakował nim stróża prawa,

po bójce okoliczni menele bili mu wielkie brawa,

Jakub zaś odwrócił się od ludzi,

ktoś pewnie pomyślał, że na nich marudzi,

jednak on nie mówiąc nic nikomu,

wrócił do swego ukochanego domu.


Notka od autora:

Utwór „Wojsławice” rzecz jasna zainspirowany jest twórczością Andrzeja Pilipiuka, a szczególnie serią o Jakubie Wędrowyczu, który na co dzień pędzi bimber i zwalcza w czasie wolnym od zajęć.


Pieśń szlachecka


Ojczyzna rusza w bój,

nas szlachciców jest rój,

ruszajmy w krwawy bój.

My szlachetni urodzeni Boży Wojownicy,

już nie raczmy naszych brzuchów w królewskiej winnicy.

Chwyćmy za szable i ruszajmy w krwawy bój,

a przeciwników wdepczemy w świeży gnój.

Ojczyzna rusza w bój,

nas szlachciców jest rój,

ruszajmy w krwawy bój.

Drżyjcie przed nami wrogowie,

bo my twardzi niczym słonie,

bo nam serce dumą płonie.

Ojczyzna rusza w bój,

nas szlachciców jest rój,

ruszajmy w krwawy bój.

Chwalmy imię Pana,

a wygrana będzie nam dana.

Ojczyzna rusza w bój,

nas szlachciców jest rój,

ruszajmy w krwawy bój.


Notatka od autora:

Kiedyś w pierwszej klasie liceum pisałem opowiadanie o szlachcicu, który przeniósł się w czasie. Być może w wolnym zbiorze opowiadań zostanie przedstawiona ta historia na nowo, a ta „Pieśń” miała być swoistym rytuałem teleportacyjnym.



Monolog Kontr Miłosny

A więc jesteś w nim zakochana,

ciągle za nim wzdychasz od białego rana,

mówisz: „To jest ten jedyny najprawdziwszy”,

jednak czas klapki z twych oczu zrzuciwszy,

ukazał Ci jego prawdziwą osobowość,

tego przy którym miałaś odczuwać boską błogość.

Miał Ci pieniędzy sporo zarobić,

a nawet śniadania nie chciał Ci robić,

miał Cię na rękach nosić,

a wolał na siłowni ciężary podnosić,

miałaś mieć nowe podarunki,

jednak on wypijał stale nowe trunki.

Miał być codziennie róży kwiat,

jego interesował tylko fiat.

Miał być twoim aniołem stróżem,

a okazał się zwykłym tchórzem.


Ta, która nasze padoły przebiega

I samym tylko nieszczęściem się pasie,

Jędza Niezgody, co Parysa zbiega

Znalazła niegdyś na górnym Idasie,

Słodki raj mnichów gdy w locie postrzega,

Jęknęła z złości i zatrzymała się;

Widząc fortunny los spokojnych mężów

Świsnęły żądła najeżonych wężów…



Na Walentynki


Dziś jest dzień miłości,

ludzie pozbywają się zawiłości,

zakochani nie robią sobie złości,

tylko odczuwają przypływ namiętności,

ja i Ty oddaleni wiele kilometrów od siebie,

chociaż w naszej wyobraźni będziemy żyć jak w niebie,

chciałbym teraz znaleźć się przy Tobie i nigdy nie działać w szkodzie,

dam Ci najwspanialszy kwiat róży,

niech on nam uczucia pozytywne wywróży,

chciałbym pocałować Ciebie w Twoje słodkie usta,

rozpoczęłaby się namiętna rozpusta,

przytuliłbym się cały do Ciebie,

byśmy się czuli jakbyśmy byli w niebie,

chciałbym zabrać Cię na obiad do drogiej restauracji,

a do naszego domu byśmy wrócili by posmakować romantycznej kolacji,

podaruje Tobie piękny złoty wisiorek,

pewnie posłuchamy śpiewu sikorek,

przytulimy się raz jeszcze do siebie,

a potem pocałuje w usta ciebie,

zamieszkamy niedługo razem,

i będziemy odurzeni miłości gazem.


Czarodziej Wulgarix


Czarodziej Wulgarix we wsi Polskiej mieszka,

potężną ma moc, ten nasz koleżka,

co dzień do niego tłumy przychodzą,

na wszystkie jego zalecenia się godzą.


Razu pewnego do niego młoda dziewka przyszła,

co za starego kupca Alojza, za mąż wyszła,

bogata to panna była, ale z jednego powodu niezadowolona,

bo małżonka głowa, wiecznie jest trunkami podchmielona,

pragnęła słodkiej namiętności,

oraz gorącej miłości,

chciała zaznać wreszcie seksu,

a nie czyścić garnki przy pomocy pumeksu,

ten garść Viagry jej daje,

która test pomyślny zdaje.


Innym razem przyszła napalona wiecznie dziewka,

co niedaleko naszego czarodzieja mieszka,

rzekła do niego "Wsadź go głęboko",

a przy tym puściła do niego oko,

zabrali się zaraz do radosnych harców,

magia jego odmłodziła ludzi z domu starców,

po długim i jakże namiętnym seksie,

dała mu wódki, zakupionej w Peweksie,

na odchodne pocałowała go w usta,

i skończyła się na tym słodka rozpusta.


Innym razem pijany Lenin do niego przychodzi,

Wulgarix widząc go wrzasnął – Komunizm odchodzi!,

rzucił na niego straszliwą klątwę,

zamiast penisa, miał zgniłą mątwę,

poderżnął mu potem nożem gardło,

zgiął go w pół, a głowę dał pod imadło,

zgniótł ją delikatnie, a potem położył na kowadło,

dobił głowę komunisty młotkiem,

a potem polał ją błotkiem,

zakopał później głęboko w ziemi,

nałożył dookoła niej kamieni,

a krew tyrana na nich się czerwieni.


Kolejnego dnia ocalić przed goblinami musiał miasto,

które podrzucały mieszkańcom zgniłe ciasto,

ci w podzięce skrzynkę wódki mu dali,

oraz dziewkę i z radością go żegnali,

a on ją wykorzystał gdy się od miasta oddalili,

potem raz jeszcze zaspokoił swoje żądze,

i w nagrodę dał jej pieniądze.


To już bajki koniec moi mili,

Wulgarix i dziewka, winem się upili,

o coś się bardzo pokłócili,

a potem się zabili.


Mam nadzieje, że się spodobało,

bo mi się bardzo miło rymowało.



WSPÓŁCZESNY UPIÓR!

Serce się zatrzymało, palce już od zimna zgrabiały,

wyświetlacz w telefonie zrobił się biały,

Ciało chłodem bardzo mocno już owiane,

na świecie jeszcze, lecz nie dla realnego świata!

Cóż to za człowiek? – Umarły


Patrz, jest ich na świecie bardzo wielu,

a ty jesteś wśród nich mój przyjacielu,

chciałbym ciebie wydostać z tego nałogu,

lecz leżysz ciągle na swym barłogu,

oczodoły już dawno masz puste,

głowa twa owinięta jest w chustę,

a z gęby wystaje siny już język,

długi i cieniutki jak wężyk.


Spójrz, internet wraz z prądem powrócił,

to przez nich twój świat się mocno wywrócił,

usta i oczy zabłysnęły u ciebie życiem,

palec twój przesunął się po ekranie słabo,

a z ust twych dało się słyszeć ciche „Zdychaj babo”,

z telefonu głośne krzyki się rozchodzą,

gdy strzały śmierci twych wrogów ugodzą,

uśmiech twój delikatny na wargach zagościł,

a twój duch szybko marne ciało opuścił.


Zamiast sądu ostatecznego stałeś się upiorem,

który przerażasz wszystkich swoim chorym humorem,

żaden egzorcysta ciebie nie wyegzorcyzmuje,

bo twoja siła ich magiczne moce powstrzymuje,

twoje serce kiedyś dniem i nocom się radowało,

a dziś jest puste, a tak przynajmniej mi się zdawało.


Włóczysz się co noc po tym świecie,

przy tobie ginie wszelkie kwiecie,

straszysz ty tobie podobnych ludzi,

których życie wokół technologii się obraca,

a nie wokół tego, że ich dziecko się czymś ubrudzi,

a ich świat, jak twój do góry nogami się wywraca.


Tymczasem radę mam do pozostałych ludzi,

niech wam telefon życia nie pobrudzi,

oraz cała ta technologia nic nie warta,

a imię leku brzmi Marta,

chociaż też ma wiele inne nazwy,

na nic wam wasze spazmy,

gdy miłość uderzy do serca waszego,

życzę wam wszystkiego dobrego.



To już wszystkie wiersze jakie miałem na dysku. Jeżeli jakieś odnajdę, albo zapragnę coś jeszcze napisać, to umieszczę od razu w tym zbiorze i dam znać na Facebookowej stronie „Dziennika Karola Króla”.


Pozdrawiam serdecznie!

Karol Król

Komentarze

Popularne posty