Brian V. Larson „Legion Nieśmiertelnych: Świat Burz” – Tom X
James McGill zostaje wysłany do Układów Centralnych. Niestety, posłaniec z Ziemi nie spotyka się z entuzjastycznym przyjęciem, a nieporozumienia wkrótce sprowadzają zagrożenie na całą ludzkość. Ziemia musi dowieść, że potrafi przysłużyć się Imperium lepiej niż ktokolwiek inny – a McGill robi, co może, aby udowodnić Galaktykom wartość swojej ojczyzny.
Wojna między Rigelem a Ziemią przenosi się na Świat Burz. Okrążana przez sześć księżyców planeta jest nękana przez nieustające ulewy, sztormy i pływy morskie. Bitwy toczą się przy huraganowym wietrze, a śmierć nie oszczędza żołnierzy po żadnej ze stron. McGill zaciekle walczy i umiera w błocie, aż wykona zadanie. Jednak czy to wystarczy, aby zaspokoić wściekłych Mogwa?
OPIS Z TYŁU KSIĄŻKI.
Akcja goni akcję. James McGill jak zwykle po ciężkiej misji relaksuje się w swojej szopie w rodzinnej Georgii. Pewnego dnia sielski odpoczynek przerywa przybycie trybun Galiny Turov z którą łączą go dosyć specyficzne relacje uczuciowe.
Powód odwiedzin nie był trywialny. Chciała posiąść starą księgę jak i informacje o tym, co zawierała. Gdyby tylko miała ją na swój użytek, mogłaby zawojować na arenie międzynarodowej. Któż nie chciałby mieć broni mogącej zniszczyć najpotężniejszą rasę kosmitów?
Niestety książka zniknęła wraz z córką Jamesa z Ziemi wprost na Świat Pyłu. Oczywiście nie mogło zabraknąć Clevera pragnącego odzyskać księgę, którą obiecała mu młoda McGillówna, gdyż dostał fałszywkę.
Po tak zacnym opowiedzeniu kawałka książki można poczuć chęć na solidną opowieść, w której ojciec będzie pragnął przechwycić córkę wraz z artefaktem, zanim wpadnie w ręce złoczyńcy. Niestety tym razem ubolewam nad tym, że tak ciekawy pomysł został spaprany.
Zamiast tego główny bohater zostaje wysłany ponownie w kosmiczną podróż, gdzie wyląduje tym razem na tropikalnej planecie nazywanej potocznie „Światem Burz” ze względu na dość częste ulewy oraz towarzyszące temu burze. Rzecz jasna spotykamy tam nowych kosmitów, którzy przypominają salamandry albo żaby.
Nie muszę zaznaczać, że bohater przez pewien czas przewodzi ich stadu, prawda? W każdym razie te stworzenia mają do odegrania swoją rolę, gdyż mają kosę z wurami. Po więcej szczegółów wraz z opisami epickich przygód Jamesa i jego wesołej gromadki odsyłam do książki. Dodam tylko, że pojawia się trochę nowych zagrożeń, ale też przybywają starzy znajomi jak choćby Rigellianie, a niejaki Carlos dostał możliwość awansu na „Ducha” – czyli zwiadowcę ze strojem kamuflującym.
Narzekałem w poprzedniej opinii na to jak bardzo nieodpowiedzialnymi rodzicami są James i Delia. Wciąż zdanie podtrzymuje, lecz ten tom sprawił, że postanowiłem podzielić się swoim spostrzeżeniem jak autor nie wykorzystał wątku Etty.
Wieny, że w poprzednim tomie córuchna wykradła księgę, w dodatku sprzedała fałszywkę niebezpiecznemu człowiekowi, który dał jej pieniądze pozwalające uciec na Świat Pyłu. James wie kim jest Clever i do czego jest zdolny. Zamiast poprosić Turov, Gravesa czy Drususa o urlop, to rusza do roboty z nastawieniem, że młoda da sobie radę.
Niby się o nią martwi, lecz dla mnie zdecydowanie za mało zrobił. Gdyby moje dziecko zostało porwane, zrobiłbym absolutnie wszystko, żeby je odnaleźć. Nie wahałbym się pójść do banku po kredyt, żeby mieć na opłacenie detektywów czy najemników, aby tylko pomogli mi w odnalezieniu potomka. O powiadomieniu organów prawa nie muszę raczej wspominać, bo to oczywiste.
Tymczasem James nic nie robi w tym kierunku. Jest mu przykro, ale nie próbuje nawet zdezerterować, aby za pomocą kombinezonu teleportacyjnego dostać się na Świat Pyłu i uratować córkę.
Możliwości ma sporo, a jednak za sprawą cudownej mocy sprawczej autora bohater zyskuje maksymalny poziom atrybut „Szczęście” jak w serii gier „Fallout” i odzyskuje córkę dzięki „uprzejmości” Clevera X – czyli takiego niby dobrego klona oryginalnego łotra, ale właśnie on jest świadom tego, jak pozostałe kopie nie działają dla dobra Ziemian.
Dla mnie to zmarnowany potencjał tego tomu, choć nie powiem rozwałka na Świecie Burz może i ciekawa jest, ale kurde autor mógłby sprawić, że powstanie klon Jamesa McGilla, który będzie walczyć na tytułowej planecie, podczas gdy ten właściwy będzie szukać Etty, tylko po co skoro bohater ma mentalność nastolatka, którego kłopoty rozwiązują rodzice.
Może kiedyś jak przypomnę sobie angielski na tyle mocno, to zrugam autora za to co zrobił. Choć najpierw przejrzę anglojęzyczne fora, żeby sprawdzić, czy tamtejsi fani nie zrobili tego za mnie. Aż mnie korci sięgnąć po następny tom aby sprawdzić jak bardzo autor zmarnował potencjał następnych wątków…
PODSUMOWANIE:
Gdybym miał pominąć moje uwagi do zmarnowanego potencjału związanego z ratowaniem córki, to powiedziałbym, że autor utrzymuje poziom (a może to zasługa tłumaczy?) poprzednich części przygód Jamesa McGilla. Jednakże biorąc pod uwagę wszystko co napisałem, muszę być konsekwentny w działaniu i powiem szczerze, że wyszło mocno przeciętnie.
Mógłbym nawet znacznie obniżyć ocenę, tylko po co? Jeśli kogoś nie obchodzi moje marudzenie, będzie się świetnie bawić, aczkolwiek młodzi autorzy powinni wyciągnąć wnioski z tego co pisałem i uważać, żeby nie wpaść w tę złośliwą pułapkę przy pisaniu swoich dzieł.
Sama zaś akcja na Świecie Burz jest typowa. Mamy krew, pot, łzy oraz Jamesa umawiającego się na randki, więc czego więcej chcieć od Larsona oprócz dobrej fabuły?
OCENA: 5/10
LINKI DO ZAKUPU KSIĄŻKI:
https://www.swiatksiazki.pl/swiat-burz-seria-legion-niesmiertelnych-tom-10-6978135-ksiazka.html
Karol Król
Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu „Drageus Publishing House”. :)