Pieśń o Warszawie



Uwaga!

Niniejszy tekst jest wyjątkowo napisany w sposób pogmatwany. Przepraszam za to, ale co począć skoro słonko tak pięknie świeci, a ptaszki świergolą? ;)

Zastanawiam się dlaczego niektórzy ludzie uważają, że „Pieśń o Warszawie” to luka, która ma zapchać żołądek w oczekiwaniu na wydanie w Polsce jakieś nowej (dla nas!) książki z „Uniwersum Metro”? Osobiście nie nazwałbym PoWa mianem „fanfika”, czy nieudaną próbą zabłyśnięcia w świecie wykreowanym przez Dymitra Głuchowskiego.

Dla mnie jest to zupełnie inna historia, która bazuje na znanych nam schematach przez co możemy liczyć, że nowy produkt przygotowany ze „starych” składników będzie wyśmienity jakby to robił ktoś inny kogo dzieła wręcz pochłaniamy dosłownie (z dodatkiem keczupu i sosu czosnkowego) lub w przenośni (bez keczupu i sosu).

Życie po zagładzie w na Zachodzie często jest przedstawione w sposób dla mnie dziwaczny i poniekąd dziwaczny. Ot wiecie, samotny bohater o wyglądzie Chucka Norrisa popyla sobie wesoło przez zniszczoną krainę i czasem zatrzyma się w jakieś ponurej spelunie.

Tylko po to aby dokonać rzezi na złych ludziach, tylko po to, by w następnym ułamku sekundy odjeżdżać w stronę zachodzącego słońca słuchając przy tym „Take me home, Country Roads”. Taki obraz wystarcza często aby zadowolić przeciętnego Amerykańca.

Cóż, u nas zawsze jest inaczej, ale w tym wypadku lepiej. Nam ludziom (pewnie nadal wielu z Zachodu twierdzi, że jesteśmy ze Wschodu) ze wschodniej części Europy, którzy swoje przecierpieli potrafimy ukazać cierpienie oraz nędze u ludzi. Widać to w książkach ukazujących się w czasie wojny jak i po niej, a także w filmach z XX i XXI wieku.

Dymitr Głuchowski wydał „Metro 2033” ukazując życie ludzi po zagładzie, ale rzecz jasna nie obyło się bez przerażających stworzeń, które znakomicie wpasują się w klimat (też mi to pasuje, nie myślcie, że Metra nie lubię), ale też sprytnie ukrył to co u Dominiki widać gołym okiem (ktoś wie o co mi chodzi?).

Młodzież myśli, że każda książka z gatunku postapokalipsy musi być podobno do np. „Fallouta” gier i filmów o „Mad Maxie”, czy „Metrem” (to ostatnie to chyba tylko u nas i pewnie w Rosji).
W Polsce przykładowo książkami o których mógłbym powiedzieć, że są postapokalipsą to przykładowo „Komornik” Michała Gołkowskiego, czy „Berserk” Pawła Majki, no i zaryzykuje stwierdzeniem, że „Operacja Dzień Wskrzeszenia” Andrzeja Pilipiuka też pasuje do świata po zagładzie.

Co do bohaterów to też mamy dużo bardziej ludzkich niż pożeracze fast-foodów. Widać to chociażby po „Pieśni o Warszawie”, gdzie mamy cwanych praskich mieszkańców w tym kilku kiziorów oraz Oskara. Chłopak jest jednym z wielu ludzi, którzy żyją w nowym świecie, a mimo to po dotarciu na Pragę okazuje się, że wiele rzeczy jest dla niego nieznanych i nie zrozumiałych.

„Fallout”, „Metro” oraz „Stalker” przystosowywali nas do tego, że w świecie postapokaliptycznym żyją sobie mutanty, anomalie, skażenie no i różnego rodzaju świecidełka znane jako artefakty. Czy to samo występuje u Dominiki? Hm… nie do końca, ale sami musicie to odkryć. Są elementy fantastyczne, ba można znaleźć nawiązania do paru osób znanych autorce.

Dobra, najwyższy czas wspomnieć coś o fabule i głównym bohaterze. Jak pewnie wiecie ma na imię Oskar, jak przystało na książkę jest on kawałem wrednego sukin… a nie, chwila to nie ten bohater. :P
Imię się jednak zgadza. Jest to młody chłopak żyjący z innymi ocalonymi w warszawskim metrze, o dziwo nie jest stalkerem jakby fani Metra tego chcieli, tylko gońcem. Jak ktoś grał w Dying Light od Techlandu, to może ich skojarzyć z biegaczami. ;)

Podobnie działają, znaczy się wędrują z punktu A do B po jakiś przedmiot dla swojego zleceniodawcy. Tylko, że naszego Oskarka nikt nie lubi, a to z tego względu, że został oskarżony o coś strasznego! [W normalnej Polsce mógłby skłamać, że jest chory psychicznie to by dostał tylko 2-5 lat odsiadki.]

Jednak jest też promyk nadziei, by oczyścić się z tego brudu, musi wraz z Pisarzem dostać się do pewnej biblioteki i zgarnąć… książkę! W zamian dostanie czystą kartotekę, czy mu się powiedzie? To musicie sami sprawdzić. Dodam, że zakończenie jest dosyć otwarte także trzymam kciuki i liczę na drugi tom.

Chłopak spotyka na swej drodze różne postacie i każda ma swoje życie, inaczej reagują na bohatera. Czasem miałem wrażenie, że jeszcze Dominika mogłaby pogłębić bardziej każdą postać coby była jeszcze bardziej ciekawa, nie mniej zdobyła swój pierwszy chrzest bojowy i teraz możemy się modlić aby nam nie zmarniała tylko rosła ku górze.

Czy są jakieś postacie, które wryły mi się jakoś w pamięć? Ta, myślę, że tak. Myślę, że Finka zasługuje na szczególne zapamiętanie. Sympatyczna to osóbka, a harda, że łojoj. ;P
A Żurek mógłby być wzorem postapokaliptycznego rycerza albo przyjaciela, kto co woli.

Gdybym miał powiedzieć czego mi brakowało to:
a) bardziej wyrazistych postaci (Finka nadal najbardziej mi się podobała, ale i Żurek jest interesujący [za zupą nie przepadam]),
b) więcej informacji na temat ludzi z warszawskiego metra (w sumie od czego jest drugi tom, czy nawet prequele?)
c) może opowiedzenie innych przygód Oskara bądź skupieniu się na postaci Cygana, chociaż ten ma zadatki na bycie warszawskim Jusupowem (czyli myśliwym).

Podsumowanie:
Pieśń o Warszawie” to udany debiut, autorka nie powinna się zrażać i czym prędzej „zadać kolejny cios” w postaci kolejnego tomu. Kciuki, bo jej historia nie jest zła, tylko przydałoby się nieco szlifu (kurde, zarzucam komuś brak szlifu skoro pewnie i sam dam coś nieoszlifowanego).

Jej książka powinna się spodobać Warszawiakom, a w szczególności mieszkańcom Pragi i samym kiziorom. ;)

Zapomniałem dodać, że Dominika ma lekkie pióro i bez żadnych problemów (poza tym, że braciszek wylał mi wodę na PoWa) czytałem jej historię.

Także Dominiko nie zrażaj się, daje Ci dychę na zachętę. Myślę, że każdemu bez względu na wiek „Pieśń o Warszawie” przypadnie do gustu.

Błogosławię Cię!
Karol Król
Książkę kupisz tanio tutaj:


Komentarze

Popularne posty