Brian V. Larson „Legion Nieśmiertelnych: Świat Klonów” – Tom XII
James McGill zostaje wezwany na misję sabotażową, której podołać może wyłącznie człowiek obdarzony jego wyjątkowymi zdolnościami. McGill radzi sobie dobrze. Aż za dobrze. W wyniku jego działań, rozwścieczeni Rigelianie wypowiadają Ziemianom wojnę. Na pomoc obu stronom przybywają dwie floty ze Światów Centralnych.
Tymczasem, w samym środku Drogi Mlecznej trwa wojna domowa o władzę w Imperium. Potężne okręty ścierają się w bitwach, niszcząc tysiące zamieszkanych planet. Konflikt pomiędzy galaktycznymi supermocarstwami rozszerza się na kosmiczne prowincje. Ludzkość zostaje wciągnięta w sam środek burzliwej walki.
Czy McGill zdoła umknąć przed katastrofą, którą sam wywołał?
OPIS ZE STRONY WYDAWCY
Jak wspominałem przy opinii o poprzednim tomie, zaczyna robić się ciekawie, czyżby autor wreszcie zebrał swoje wszystkie najlepsze pomysły do kupy i zaczął coś z nich tworzyć sensownego?
Na to wychodzi. Dwunasty tom otwiera tradycyjnie scena w Waycross w rodzinnym stanie Georgia, gdzie rodzinną atmosferę psuje fakt, iż Jamesowi topnieją oszczędności, gdyż jak przystało na majętnego ojca, nie chce, aby jego córeczka zaczynała życie z kredytem.
Poniekąd go rozumiem, sam nie chciałbym wchodzić w życie z długiem, bo ciężko jest się z tego wywinąć, ale naprawdę zamiast łożyć na utrzymanie dorosłej córki, mógłby pomóc załatwić lukratywne kontrakty.
W końcu mając na koncie wiele mniej lub bardziej intensywnych romansów z damami, nie miałby żadnego problemu, żeby pociągnąć za odpowiednie sznurki i umieścić córkę na lepszym stanowisku lub załatwić odpowiednie staże kandydackie, ale nie, lepiej wydawać, a potem biadolić, że kasy brak.
Z takim zachowaniem ze swojej strony raczej nie powinien spodziewać się, że córka wyrośnie mu na dojrzałą, samodzielną kobietę, która wie, co chce osiągnąć i wie jak!
Aż dziwne, że Etta nie ma osobowości „bananowego dziecka”, czyli hulaj dusza, piekła nie ma, a za szkody zapłaci ojciec (w sumie zabiła swoją przełożoną, a James pomógł ukryć trupa, więc może będę miał rację?)
Tymczasem nasz idealny mąż oraz ojciec pragnąc zdobyć zastrzyk gotówki, decyduje się na lukratywne zlecenie, co mieści się w jego kompetencjach. Zostaje wysłany na Rigela jako zwiadowca, gdzie miał zdobyć pewne informacje, lecz James McGill nie byłby sobą, gdyby czegoś po drodze nie… zepsuł.
Jak zwykle nie ma, co tu się zbytnio rozwodzić nad tym jaka ta seria jest cudowna lub nie, bo w końcu jest mała szansa, że ktoś sięgnie akurat po tę część Legionu, by zacząć z nim przygodę. Aczkolwiek zaczynałem Pottera od „Czary Ognia”, więc nie wykluczam, że ewenementem na skalę światową. W każdym razie, potencjalny nowy czytelniku, ta książka jest dobra, więc możesz ją przeczytać lub wysłuchać w interpretacji Pana Rocha Siemianowskiego.
Mnie osobiście zaintrygowała postać Abigail Clever, tak to żeńska forma głównego antagonisty, ponoć wraz z innymi zdegenerowanymi klonami, chce nawiązać pozytywne kontakty z Ziemią, gdyż są oni handlarzami, a nie żołnierzami jak ich źli bracia.
Mam nadzieje, że autor wykorzysta w pełni potencjał postaci jak i wątku dobrych klonów, głupio by było, gdyby to spłycił. Ciekawi mnie jak Larson to poprowadzi, skoro trwa wojna pomiędzy dwiema kosmicznymi rasami?
Na tym mogę kończyć opinię o „Świecie Klonów” naprawdę nie mam ochoty lać niepotrzebnie wody, tyle powinno wam wystarczyć! :)
OCENA: 7/10
O dziwo polecam ;)
Karol Król
Książkę kupisz tanio tu:
https://www.taniaksiazka.pl/swiat-klonow-legion-niesmiertelnych-tom-12-brian-v-larson-p-1852342.html